Z analizy dokonanej przez Euler Hermes wynika, że w październiku orzeczenia o upadłości dotyczyły firm, których łączny obrót wynosił ok. 680 milionów złotych. Razem zatrudniały one ok. 2,4 tys. osób.
Wśród największych upadłości pod względem realizowanego obrotu znajdują się firmy produkcyjne (3), dystrybutorzy hurtowi (3), a także firmy budowlane i usługowe (po 2 przedsiębiorstwa). Wśród firm produkcyjnych także dominują te zaopatrujące sektor budowlany (9 z 15 spółek produkcyjnych w październiku).
Liczba upadłości waha się w poszczególnych miesiącach, ale generalnie jest niższa niż w roku ubiegłym. Czy to jest przełom? Na pewno nie. I nie chodzi tu jedynie o matematykę – spadek liczby bankructw o około 10%, ale wciąż jest ich dwukrotnie więcej niż jeszcze 5-6 lat temu... Przełomu w kwestii liczby upadłości nie mamy, ponieważ nie ma go wciąż w gospodarce, brak jest czynników postępującej i trwałej poprawy sytuacji i w ślad za tym znaczącego zmniejszania się liczby upadłości. Zarówno w skali krajowej, jak i najistotniejszego, unijnego runku eksportowego sytuacja jest na krawędzi poprawy (co i tak jest plusem – lepsze to niż krawędź kryzysu…) - uważa Tomasz Starus, Członek Zarządu Euler Hermes, odpowiedzialny za ocenę ryzyka. Słabnący popyt w Europie (i niewiele lepszy na rynku krajowym) był ewidentny jeszcze przed embargiem i wojną handlową z Rosją, które to tylko uwypukliły problemy nadprodukcji i niskiej rentowności wielu sektorów (w tym spożywczego). Kilkuprocentowy wzrost wartości realizowanych inwestycji jest lepszy niż kilkunastoprocentowy ich spadek w ubiegłym roku, ale tak jak kończąca się już odbudowa zapasów jest jeszcze zbyt słaby (punkt wyjścia odnosi się bowiem do rekordowo niskiego poziomu z roku ubiegłego) do pobudzenia całości gospodarki (wide – upadłości firm produkujących na potrzeby budownictwa).
Eksperci oceniają, że większość upadłych firm nie miała problemy z popytem, lecz z płynnością finansową.
Niech wszystkiego nie przesłania nam embargo w handlu z Rosją – przykre są problemy wielu firm nim dotkniętych, ale o wiele więcej polskich przedsiębiorstw ma problemy innego rodzaju. W Polsce w odróżnieniu od wielu krajów Europy Zachodniej mamy generalnie nie problem z popytem, ale raczej z rentownością obrotu – mówi Maciej Harczuk, Prezes Zarządu Euler Hermes Collections. Patrząc chociażby na wyniki firm, o których upadłości opublikowano informacje w październiku zauważyć można, iż chociaż obrót w niektórych przypadkach rósł a w innych spadał, to generalnie wspólny był wzrost wskaźnika zadłużenia tych firm – w 2013 średnio o ok. 20 proc. w stosunku do 2012 roku. Tak więc nawet gdy firmy nie traciły rynku, utrzymywały obroty, to odbywało się to kosztem ich marży i rentowności. Na zachodzie firmy w tej sytuacji restrukturyzują działalność, w Polsce jest to często niemożliwe – nie można ograniczyć sprzedaży z powodu kosztów stałych, wysokich za przyczyną zobowiązań inwestycyjnych z ostatnich lat. Nasze firmy bronią też obrotu i bieżących przepływów finansowych gdyż w Polsce, jako w kraju o krótszych tradycjach wolnorynkowych polskie firmy mają mniejsze zasoby zgromadzonych środków własnych w porównaniu do firm zachodnioeuropejskich. Bez dywersyfikacji działalności a przede wszystkim bez jej innowacyjności, wartości dodanej nie uda się odwrócić tego trendu – firmy skazane będą na walkę jedynie ceną, co w dłuższej perspektywie nie kończy się nigdy dobrze.
Postępującym spadkiem rentowności wytłumaczyć można natomiast problemy producentów i dystrybutorów, zaopatrujących budownictwo. Producenci chemii budowlanej, stolarki, konstrukcji stalowych, elementów hydrauliczno-grzewczych zajęli w ostatnim miesiącu w zestawieniu publikowanych upadłości miejsce tak licznych jeszcze niedawno firm dostarczających (głównie na eksport) części i całe maszyny oraz art. motoryzacyjne – komentuje Michał Modrzejewski, dyrektor Analiz Branżowych w Euler Hermes.
Najwięcej firm związanych z sektorem budownictwa ogłosiło upadłość na Mazowszu oraz w województwach zachodniopomorskim i małopolskim.