Według analityka Daniela Thornileya, specjalizującego się w makroregionie Europy Środkowej, Wschodniej, Afryki i Bliskiego Wschodu, na tle gospodarki globalanej koniunktura gospodarcza Polski, Czech, Słowacji, a także Węgrzech będzie zdecydowanie lepsza niż w innych gospodarkach rozwijających się.
Wzrosty PKB odnotowywane w regionie Europy Środkowej są dwukrotnie wyższe niż na zachodzie kontynentu. Przykładowo w III kw. br. Czechy rozwijały się w tempie 4,3 proc. Z kolei PKB Polski zwiększyło się o 3,4 proc., a Węgier – o 2,3 proc. Jak pokazują prognozy Banku Światowego, państwa Europy Środkowej osiągną w br. wzrost PKB równy 3,3 proc. Z biznesowego punktu widzenia zarządzania ryzykiem rynki Europy Środkowej są bardzo ciekawe. Polska to wprawdzie duży rynek, ale najlepszym rozwiązaniem byłoby połączenie tych pięciu rynków w klaster. Mogłoby to zrekompensować skutki kryzysu, który ma miejsce w Rosji, na Ukrainie, a nawet w Turcji – mówi dr Daniel Thorniley, prezes zarządu DT-Global Business Consulting.
Jak ocenia ekspert, Polska może wiele zaoferować. Silna pozycja sektora MŚP, a także wzrastająca liczba przedsiębiorstw rodzinnych, przyczynia się do tego, iż inwestorzy zagraniczni coraz częściej zwracają uwagę na rodzimy rynek. W Polsce prawie w ogóle nie ma programów oszczędnościowych, a polski sektor bankowy działa lepiej niż wiele innych. Polskie firmy inwestują nieco więcej niż inne firmy na całym świecie, a z zagranicy płyną przekazy pieniężne od Polaków pracujących w zachodniej Europie i w innych częściach świata. To również są pozytywne czynniki dla gospodarki – mówi dr Daniel Thorniley. To oczywiście nie znaczy, że Polska jest łatwym rynkiem i że nie ma tu żadnych problemów. Ponieważ jest to rynek atrakcyjny, staje się również brutalnie konkurencyjny, co wpływa na walkę cenową – wyjaśnia.
Zdaniem eksperta konflikt ukraińsko-rosyjski nie wpłynął znacznie na gospodarki Europy Środkowej i Wschodniej. Jeszcze kilka lat temu takie rynki jak Czechy czy Węgry, które były wówczas w recesji, odczułyby to bardzo boleśnie. Teraz, kiedy większość z tych rynków, w tym Polska, odnotowuje wzrost wynoszący między 2,5 a 3,3 proc., minimalna utrata PKB nie jest znacząca – ocenia Daniel Thorniley.
Zupełnie inny, gorszy obraz rysuje się w przypadku krajów ze starej Unii Europejskiej, w szczególności strefy euro. Potwierdzeniem tego są wyniki badania opinii dyrektorów finansowych oraz członków zrzeszonych ACCA (Association of Chartered Certified Accountants). Indeks GECS (Global Economic Conditions Survey), który od końca 2012 r. systematycznie wzrastał, pod koniec II kw. 2015 r. osiągnął wartość 0, natomiast trzy miesiące później obniżył się do poziomu –25 punktów. Spadek optymizmu wpływa na działania podejmowane przez firmy. W III kw. br. 40 proc. dyrektorów finansowych globalnych przedsiębiorstw zdecydowało o ograniczeniu inwestycji. Podobnie kształtował się odsetek menadżerów, którzy zatrzymali nabór nowych pracowników czy rozpoczęli redukcję zatrudnienia.
Brak inwestycji, a także lokowanie zysków na kontach bankowych są jednymi z kluczowych problemów największych gospodarek strefy euro. Strefa euro w tym roku może osiągnąć 1,5-proc. wzrost. Wprawdzie ten rok jest najlepszym od pewnego czasu pod względem ekonomicznym, bo spadły ceny ropy, nastąpił wzrost konsumpcji, obniżył się kurs euro, to jednak ten wynik nie oznacza, że strefa euro radzi sobie dobrze, tym bardziej biorąc pod uwagę tragiczne wydarzenia w Paryżu, wyzwania migracyjne czy sytuację Volkswagena – podkreśla Thorniley.