Propozycja Komisji Europejskiej została zatwierdzona przez Parlament Europejski, a wcześniej rządy członkowskie UE, i najprawdopodobniej backloading zostanie wdrożony. Nowe przepisy wymagają jeszcze zgody unijnych ministrów środowiska, którzy spotkają się 16-17 grudnia.
Eksperci nie przewidują jednak, aby wycofanie 900 mln uprawnień do emisji dwutlenku węgla znacząco wpłynęło na cenę jednostki emisji CO2. Jak podaje Grupa Consus, backloading jest w znacznej mierze zawarty w obecnej cenie uprawnień, więc wzrost cen po przegłosowaniu w PE powinien być rzędu ok. 10-20 proc. Aktualnie cena uprawnień waha się między 4,5 a 5,5 euro.
Analiza rynku wskazuje, że na rynku jest za dużo uprawnień, ponad 1,53 mld ton na koniec tego roku. W przypadku backloadingu mowa jest o 900 mln ton, to jest zaledwie połowa – mówi Maciej Wiśniewski, prezes firmy doradczej Consus. Cena już nie rośnie, a spada i zaraz później idzie do góry, czyli widać, że rynek już zdyskontował rozmowy na temat backloadingu, już wie, że to nie wpływa na cenę.
Zamrożenie uprawnień nie usunie ich nadwyżki w unijnym systemie handlu emisjami (ETS), która spowodowana jest głównie zawyżoną prognozą emisji CO2 przygotowaną podczas projektowania ETS. Tymczasem przez niższą produkcję w latach 2008-2012, związaną z kryzysem, emisja w instalacjach objętych systemem została obniżona. Jeżeli Komisja Europejska doprowadzi do backloudingu, jej następnym ruchem będzie dodatkowa interwencja. I ona rzeczywiście może wpłynąć na cenę, jeśli będzie polegała na przykład na przeniesieniu części uprawnień na przyszły okres rozliczeniowy lub jeśli nastąpi zwiększenie popytu na uprawnienia, poprzez wprowadzenie dodatkowych krajów czy nowych branż do systemu. To może spowodować większy popyt, czyli wyższą cenę – wyjaśnia Maciej Wiśniewski.
Zmiany na rynku ETS dotkną nie tylko sektora energetycznego, ale również najbardziej energochłonnych branży polskiego przemysły, takich jak chemia, hutnictwo i producenci cementu. Wszyscy oni obawiają się podwyżek cen prądu, przez co protestują przeciwko propozycji Komisji Europejskiej. Czy te branże ucierpią? Na rynku jest zbyt duża liczba uprawnień, więc ich cena nie jest wysoka w stosunku do tego, czego oczekiwano. Bo opracowania Komisji Europejskiej mówiły, że dziś cena powinny przekroczyć 36 euro. Tak więc nie jest to wielkie obciążenie dla przedsiębiorstwa, ale też nie można powiedzieć, że nie ma go w ogóle. To nie są te ceny, które powodują, że trzeba wykonać jakąś inwestycję, żeby ograniczyć wielkość emisji, bo jest to tańsze niż zakup uprawnień na rynku – zauważa prezes Grupy Consus.
System handlu emisjami przekłada się na wprowadzenie dodatkowego elementu walki konkurencyjnej wśród przedsiębiorstw z całej Unii Europejskiej. Najczęściej mniejsze przedsiębiorstwa nie są przygotowane do funkcjonowania w systemie, bo nie mają kadry, znajdują się gdzieś na uboczu wielkich aglomeracji. Ale trzeba pamiętać, że ten krzyk, że nie jesteśmy przygotowani, jest również polityczny. Czy on jest prawidłowy czy nie, trudno mi to oceniać – komentuje Maciej Wiśniewski.
Eksperci z Domu Maklerskiego Consus twierdzą, iż nadwyżka uprawnień nie tylko nie zniknie, ale wręcz się powiększy. Nawet, jeśli emisje w ramach ETS utrzymają się na tym poziomie co w 2012 roku i nie zostaną już zredukowane, to w 2020 roku nadwyżka wyniesie prawie 1,86 mld ton, co oznacza 100 proc. rocznych emisji UE. Z tego względu KE pracuje nad reformą ETS, która ma zostać przedstawiona na początku 2104 roku. Ja bym specjalnie nie liczył, że do roku 2020 coś się zmieni, ale na pewno po tej dacie system musi zostać zmodernizowany – podsumowuje Maciej Wiśniewski.